25.08.2025
human stories

Ludzie sobie przypomnieli, że mają sąsiadów

Opowieść Henryki

–  To, że mieszkam na górce, nie znaczy, że nie byłam ofiarą. Wszyscy byliśmy – powódź dotknęła nas masowo – mówi Henryka. Wspomina chaos: brak prądu, zerwane drogi, zanik zasięgu. – Nikt nie wiedział, co się dzieje. To był koniec świata, wszystko w totalnej rozsypce. 

Henryka Szczepanowska trafiła w Sudety z Mazowsza w 1989 roku. – Przyjechałam z powodu leczenia córki, która urodziła się z wadą wrodzoną dłoni. Po pierwszych dwóch wyjazdach do Polanicy wiedziałam, że tak daleko nie dam rady dojeżdżać – wspomina. Z czasem okolica stała się jej “miejscem na zawsze”. – Świetnie mi się tu mieszka, w ogóle stąd nie chcę wyjeżdżać. Święty spokój – to jest najcenniejsze – mówi. 

Wieś, w której mieszka, liczy niespełna dwadzieścia osób. – My się wszyscy znamy i lubimy. Tu nie ma gierek ani mataczenia. Jak mnie zasypie zimą, to nawet nie wiem, kiedy sąsiedzi przyjeżdżają i odśnieżają – bez pytania. Dla Henryki to naturalne, że „albo jesteśmy razem, albo w ogóle przestajemy czuć się bezpiecznie”. 

Jej dom to nie tylko schronienie, ale i centrum spotkań. Przed wejściem stoi ławka, na której latem można wypić herbatę i pogadać o pogodzie, o życiu. Z tarasu widać las i linię gór. Czuć zapach pomidorów, które Henryka uprawia w przydomowej szklarni. Uwielbia uprawiać warzywa i robić z nich przetwory. 

Gdy zaczęła się powódź, zadziałała wspólnota – i ludzie z zewnątrz. Pomoc nadeszła z całej Polski. –  Z Poznania przyjeżdżała grupa, przez kilka miesięcy w każdą sobotę i niedzielę chodziliśmy po chałupach, sprzątaliśmy, wyrzucaliśmy błoto – wspomina. To była brudna robota, ale ktoś musiał ją wykonać. 

Henryka postanowiła działać: – Założyłam biuro pisania podań – zwykły stół z kartką, że tu pomagam. Pisałam odwołania, wnioski o odszkodowania. Obok była tablica z numerami telefonów do lekarzy, instytucji. Ludzie potrzebowali informacji bardziej niż czegokolwiek innego. 

Powódź zbliżyła sąsiadów, pozytywnie zaskoczył też Kościół. – Nawet ci, którzy się nie lubili, stali ramię w ramię z łopatą. Ludzie sobie przypomnieli, że mają sąsiadów. To było ważne. Parafie i zakony organizowały punkty pomocy, tłumaczyły, jak brać faktury na materiały, zbierały pieniądze dla konkretnych osób. W dużej mierze sprostały zadaniu lepiej niż samorządy. 

Dla Henryki tamte dni są dowodem, że woda może zabrać domy, ale też wypłukać obojętność. Ludzie zaczęli się ze sobą bardziej liczyć, ściślej współpracować. W małych, odległych wsiach poczucie wspólnoty działa jak najsilniejsza tama.

Opowieść Henryki to część wystawy “Ślad po wodzie. Rok po powodzi w Polsce” , która w dn. 5.09-4.10.2025 r. gości na Placu Centralnym w Warszawie. Prezentujemy na niej zdjęcia autorstwa Aleksandra Małachowskiego (@hashtagalek) oraz zdjęcia z zasobów PAH, wykonane przez Alicję Ryś. Przedstawiają one miejsca, przez które we wrześniu 2024 r. przetoczyła się powódź oraz osoby, które otrzymały wsparcie PAH. Wystawa jest także dostępna TUTAJ

Podobają Ci się zdjęcia z wystawy? Wpłać dowolną kwotę na zbiórkę fotografa Aleksandra Małachowskiego i otrzymaj 6 wybranych przez niego zdjęć! Po dokonanej wpłacie otrzymasz automatycznego maila ze zdjęciami do pobrania.
Wspieram

Pobierz raport z działań Polskiej Akcji Humanitarnej po powodzi.
Pobieram

 

Udostępnij

DZIELĄC SIĘ WIEDZĄ Z INNYMI, DOKŁADASZ SWOJĄ CEGIEŁKĘ DO BUDOWY LEPSZEGO ŚWIATA